Minister Czarnek odpowiada Ruchowi Ochrony Szkoły w rozmowie dla PCh24.pl: Inkluzja w edukacji?

W rozmowie z Pawłem Chmielewskim dla pch24.pl Minister Przemysław Czarnek ustosunkowuje się m.in. wobec zawartych w artykule  krytycznych uwag na temat  ideologicznego oblicza edukacji włączającej wdrażanej w polskich szkołach przez MEiN oraz likwidacji i przekształceń szkół specjalnych.

Polecamy całą rozmowę https://pch24.pl/minister-czarnek-dla-pch24-pl-inkluzja-w-edukacji-odrzucamy-ideologiczne-projekty-ue/ i przywołany w niej artykuł

https://pch24.pl/totalna-rewolucja-w-polskiej-szkole-komu-sluzy-produkcja-homo-debilis/:

Totalna rewolucja w polskiej szkole. Komu służy produkcja „homo debilis”?

W oświacie jest coraz mniej… oświaty. Oczywiście rozumianej jako proces kształcenia – przekazywanie wiedzy, wychowanie zakorzenione w systemie wartości naszej cywilizacji i tradycji, kształtowanie charakterów młodych ludzi – ku stawianym im wymaganiom i celom. Celom innym niż własny „dobrostan”, rodem z hodowli nowego homo debilis.

Jeśli mniej kształcenia – to czego jest więcej? Odpowiedź zawierają informacje płynące z Ministerstwa Edukacji i Nauki, głównie z Departamentu Wychowania i Edukacji Włączającej, o miliardach przeznaczonych na pedagogów i psychologów w szkołach, na zatrudnienie armii asystentów, nauczycieli wspierających, pedagogów specjalnych, pedagogów włączających, superwizorów. Są oni od: wspierania, opieki, wyciągania ręki do każdego, zapewnienia równych szans, zagwarantowania pełnego włączenia, poprawy komfortu, akceptacji. O paradoksie – nawet zwolennicy edukacji włączającej stwierdzają, iż nadmiar specjalistów wokół dziecka niepełnosprawnego wcale dobrze mu nie służy i wcale nie gwarantuje właściwej opieki, gdyż nie w ilości, a w osobistej relacji z uczniem, doświadczeniu, jakości i powołaniu do tej misji – jest klucz powodzenia.

W języku inkluzji zaskakuje kariera słowa wsparcie, wobec kompletnego zaniku wyrazu pomocPomócpomagać to działać tak, by ktoś, komu pomagamy, w rezultacie naszej pomocy coś mógł np. samodzielnie zrobić, osiągnąć konkretny efekt działań na miarę swoich możliwości. Celem nie jest więc pomoc sama dla siebie, a otwarcie możliwości drugiej osoby. Natomiast w edukacji włączającej nie o pomoc i nie o moc chodzi oraz nie o postawienie jakichkolwiek celów przed uczniem, chodzi o permanentne uzależnienie go od wsparcia, asystowania, monitorowania i kontroli.

Departament Wychowania i Edukacji Włączającej MEiN, poprzez absorbcję 27 miliardów z UE do 2027 r., nakręca tę spiralę i zmienia funkcję szkoły z kształcącej na opiekuńczą w imię równości i dostępności, pod hasłem Edukacji dla wszystkich oraz wysokiej jakości. Rzecz jasna „jakości edukacji włączającej”, nie faktycznej, gdyż ta leci na łeb i na szyję. Sam kwalifikator „włączająca” sugeruje, iż edukacja ta ma dwuznaczny podtekst, jak „ekonomia socjalistyczna” czasach PRL i „zrównoważony rozwój” – obecnie.

Edukacja włączająca w pełni zasługuje na  miano „totalnej rewolucji inkluzyjnej” o oczywistej neomarksistowskiej proweniencji, choć w Polsce nadal przedstawia się ją jako szansę dla dzieci pokrzywdzonych przez los, nie ujawniając istoty „równościowego” projektu. Poprzednio niepełnosprawni uczniowie, a ostatnio także uczniowie przybyli z Ukrainy służą uzasadnieniu implementacji tej ideologii w polskim systemie oświatowym.

Transformacja systemu edukacji w Polsce ostro przyspieszyła w ostatnim czasie. Polega ona na wdrażaniu założeń edukacji włączającej, która jest równoznaczna z największą ze znanych nam reformą szkolnictwa, tyle że dokonywaną bez wiedzy Polaków. Walec inkluzyjny przetacza się przez polskie szkoły, pomimo publicznych zapewnień ministra Przemysława Czarnka z grudnia 2022 r. [na antenie TV Trwam i Radia Maryja], iż pilotaż edukacji włączającej nie będzie miał swojej kontynuacji.

Nauczycieli szkoli się już tylko włączająco i myśli wyłącznie o włączaniu, temu służą masowo otwierane kierunki studiów na uczelniach wyższych i webinaria. Temu podporządkowują się wydawcy podręczników szkolnych.

Minister Marzena Machałek oświadczyła niedawno publicznie, iż powstanie 300 SCWEW [Specjalistyczne Centra Wspierania Edukacji Włączającej] – głównie poprzez przekształcenie w nie placówek szkolnictwa specjalnego – i że są na to zapewnione środki. Gdyby do tego doszło, byłoby to nieodwracalne tąpnięcie szkolnictwa specjalnego. W jego efekcie nastąpiłoby przekierowanie fali uczniów z wszelkimi niepełnosprawnościami do szkół ogólnodostępnych, czyli faktyczna realizacja ideologii inkluzyjnej.

Pomimo zaprzeczeń, jakoby placówki specjalne nie były zagrożone w ich istnieniu i statusie, raport NIK z 2021 r. nie pozostawia wątpliwości co do charakteru wdrażanych zmian „szkoły specjalne będą pełnić rolę centrów wsparcia placówek ogólnodostępnych”, s.13.

Likwidacja 500 placówek szkolnictwa specjalnego w latach 2016-2020 zapoczątkowała ten proces. Medialne hasła płynące ostatnio z MEiN o finansowaniu kilku szkół specjalnych za kilkadziesiąt milionów złotych oraz o stworzeniu enigmatycznego funduszu dla szkół specjalnych nikogo nie zmylą, wobec konkretnych podejmowanych działań oraz miliardów, a nie milionów złotych, przeznaczonych na projekt edukacji włączającej.

Obecnie trwają spotkania podsumowujące pilotaż 23 dotychczasowych SCWEW, będące przygotowaniem gruntu pod transformację wysokospecjalistycznego znakomitego szkolnictwa specjalnego w Polsce w „centra” wspierające inkluzję. Powtórzmy –  Centra Wspierania Edukacji Włączającej, czyli ideologicznego założenia w postaci „edukacji włączającej”, a nie kształcenia i wsparcia uczniów niepełnosprawnych.

Uczestnicy pilotażu są przepytywani na okoliczność powodzenia centrów, ich roli, rangi, konieczności modyfikacji np. prawa czy podstaw programowych ku ulepszeniu tego modelu… Intencje tych sondaży i pytań są oczywiste. Odpowiedzi są przewidywalne, jako zadawane interesariuszom pilotaży, a nie zwykłym nauczycielom, rodzicom czy obiektywnym obserwatorom postępującej destrukcji oświaty.

A miało – według grudniowych zapewnień ministra P. Czarnka – nie powstać już więcej SCWEW!

Czy wiedzą o tym rodzice szukający najlepszej szkoły dla swojego dziecka? Czy wiedzą o tym nauczyciele, zarówno szkół specjalnych, jak i ogólnodostępnych – co ich czeka już wkrótce i  czego będzie się od nich wymagać?

Włączanie wszystkich uczniów ze skomplikowanymi problemami do zwykłych szkół i klas masowych w nieograniczonej liczbie wywołuje wiele niekorzystnych zjawisk lub znacznie je potęguje.

W szkołach pogłębia się brak dyscypliny pod wpływem pojawienia się uczniów niedostosowanych społecznie [oni także podlegają włączeniu, o czym nie mówi się wcale!], wzrasta poziom wzajemnej agresji uczniów i agresji wobec nauczycieli, pozbawionych narzędzi dyscyplinujących, szczególnie wobec uczniów z orzeczeniami o „specjalnych potrzebach edukacyjnych”. Wspomina się coraz częściej o likwidacji w ogóle tych orzeczeń, gdyż każdy ma „jakieś potrzeby specjalne” – każdy jest inny, a tę inność należy traktować ze zrozumieniem, szanować i obowiązkowo włączać, a nie „segregować”.

Kogo i gdzie będziemy za chwilę włączać, gdy równościowy projekt obejmie wszystkich i gdy normy przestaną obowiązywać, a tzw. projektowanie uniwersalne obejmie każdego ucznia? Uniwersalne, czyli bez ograniczeń, bez wyjątku, de facto płynne i dostosowujące się na bieżąco do zmiennych okoliczności. Transgresyjne do potęgi! Hasło transgresji, podobnie jak włączanie osób LGBT – dziś jeszcze źle widziane w Polsce –  pojawia się w materiałach o edukacji włączającej z krajów, które dłużej wędrują w tym kierunku, o czym można było się przekonać podczas niedawnej konferencji UNICEF-MEiN na UW w Warszawie.

 

Groźne widmo neomarksistowskiego totalitaryzmu zagląda do polskich szkół!

Szkolnej codzienności już dziś towarzyszy chaos. Często wprost spowodowany „włączeniem” uczniów z niepełnosprawnościami intelektualnymi i sprzężeniami, czyli odmiennym z konieczności traktowaniem uczniów w zakresie wymagań edukacyjnych i wychowawczych, którym nauczyciel – nawet wspierany – nie może sprostać. A gdy nie może – należy go poddać superwizji, by pozbierał się do kolejnych zadań, dalekich od nauczania przedmiotowego, co było jego powołaniem i sensem podjęcia pracy w zawodzie nauczyciela.

Przypomnijmy – inkluzja to nie integracja! W klasach integracyjnych ograniczenie liczby uczniów do 20, a uczniów z orzeczeniami – do 5, było pewnym zabezpieczeniem i stwarzało szansę na skuteczną naukę i realne wsparcie uczniów niepełnosprawnych. Edukacja włączająca znosi wszelkie te dotychczasowej zasady ograniczające w imię „edukacji równych szans”, „dla wszystkich”, „niesegregującej” etc. Wstępnie opracowana już Ustawa „o wsparciu…” ma uczynić z edukacji włączającej rozwiązanie powszechne i obowiązkowe.

Według oficjalnych prezentacji MEiN ustawa znana pod niewinną i mylącą nazwą „Projekt ustawy o wsparciu dzieci, uczniów i rodzin” UD319, a faktycznie wywracająca obecny system oświatowy, szykowana jest na 2024 r. Poprzedzona ma być etapem wstępnego rozpoznania w 2023 r., czyli… już.

To, że związki zawodowe i opinia publiczna są przeciwne edukacji włączającej nikogo nie porusza. Wręcz – odwrotnie.

Inkluzyjni specjaliści, zapewne widząc brak spektakularnych sukcesów tych ideologicznych założeń w Polsce [pomimo przeznaczanych gigantycznych środków], wprost już mówią o konieczności całościowej zmiany, dekonstrukcji obecnego systemu oświaty oraz edukacji włączającej jako „obowiązku”, a nie możliwości czy szansie. Zasłona dymna empatii wobec uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi opada. W tej totalnej włączającej szkole nie będzie miejsca na indywidualny rozwój, na rzetelną naukę mierzoną obiektywnie, na kształcenie wybitnie zdolnych uczniów i na prawdziwe wsparcie dzieci szczególnie pokrzywdzonych przez los.

12 kwietnia br. Minister Funduszy i Polityki Regionalnej Ryszard Puda wystosował znamienną odpowiedź na zapytanie Marszałka Województwa Podkarpackiego i przekazał ją m.in. do wiadomości Ruchu Ochrony Szkoły. Warto przedstawić opinii publicznej opis sytuacji w oświacie, wcale nie z perspektywy MEiN, a – samorządów i ich funduszy, jako organów prowadzących szkoły.

 

W swoim piśmie minister wyjaśnia, dlaczego szkolnictwo specjalne pozbawiono funduszy z Unii Europejskiej oraz dlaczego szkoły te skandalicznie określono jako segregujące. Mowa jest o bilionach złotych z Funduszu Spójności, z których ani złotówka nie ma trafić do szkół specjalnych na ich infrastrukturę i wyposażenie. Tym razem to samorządy, do których płyną te środki finansowe, stają w szeregu inkluzyjnych bojowników, a Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej patronuje całości przedsięwzięcia.

W piśmie czytamy:

„W Umowie Partnerstwa na lata 2021-2027 […] znajduje się zapis wskazujący, że „szkoły specjalne i inne placówki, które prowadzą do segregacji lub utrzymania segregacji jakiejkolwiek grupy defaworyzowanej lub zagrożonej wykluczeniem społecznym, nie będą wspierane w zakresie infrastruktury i wyposażenia.” Został on wprowadzony do Umowy Partnerstwa na wniosek Komisji Europejskiej. […] Środki europejskie mogą bowiem finansować wyłącznie edukację włączającą. Środki europejskie nie są przeznaczane na pokrycie wszystkich potrzeb państwa członkowskiego, ale na te inicjatywy, które mają przynieść zmianę zgodną ze wspólnie przyjętymi europejskimi wartościami. […] Ze środków unijnych mogą być zatem finansowane tylko inwestycje infrastrukturalne mające na celu zaspokojenie potrzeb uczniów ze specjalnymi potrzebami w instytucjach ogólnodostępnych oraz inwestycje z EFS+ wspierające uczniów i kadrę szkół specjalnych w przygotowaniu się do przechodzenia do edukacji ogólnodostępnej.”

Znamienne, iż ton przywołanych w piśmie wypowiedzi „przedstawicieli Komisji Europejskiej” daleki jest od jakiegokolwiek „partnerstwa”!

Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż owe „wspólnie przyjęte europejskie wartości” należy rozumieć jako narzucanie państwom narodowym i ich autonomicznym systemom oświaty „jedynie słusznego” podejścia inkluzyjnego. Wyklucza ono polskie sprawdzone rozwiązania, dorobek i osiągnięcia szkół specjalnych nazwanych segregacyjnymi. Sprowadza istnienie szkół specjalnych, poprzez pozbawienie ich miliardowych środków finansowych, do wegetacji. Docelowo wymusza transformację w SCWEW, o ile chcą przetrwać, oraz wspiera – a jakże! – „przygotowanie się do przechodzenia do edukacji ogólnodostępnej”.

Jeśli to jeszcze nie jest założona docelowa likwidacja szkolnictwa specjalnego – czemu zaprzeczają wciąż przedstawiciele MEIN, widząc poruszenie społeczne, w tym protesty nauczycielskich związków zawodowych i pracowników poradni psychologiczno-pedagogicznych – to co nim jest?

I co jest celem nadrzędnym projektodawców i dawców funduszy? Czy nie zamiana polskich szkół w świetlice paraterapeutyczne, których celem na pewno nie jest zapewnienie rzetelnego wykształcenia młodym Polakom, a raczej przechowanie „włączonych” we względnym bezpieczeństwie przez kilka godzin dziennie? Na dodatek pod warunkiem całkowitego podporządkowania się rodziców dyrektywom sporządzonym przez inkluzyjne kadry.

A dalej –  stworzenie nowego „włączonego” społeczeństwa, bez wiedzy, bez tożsamości, otwartego na ideologię gender i LGBT, łatwo sterowalnego i uzależnionego od systemu i zarządzających. To o tę „zmianę zgodną ze wspólnie przyjętymi europejskimi wartościami” chodzi Komisji Europejskiej i na to przeznacza fundusze!

Czy obecny polski rząd wyznaje te same „europejskie wartości”?

Czy wyznają je kandydaci na posłów w przyszłym polskim sejmie?

Odpowiedzi na te pytania żywo interesują nas, wyborców – rodziców i nauczycieli.

Hanna Dobrowolska, ekspert oświatowy

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *