Włączające szkolenia dla nauczycieli w cieniu „szmacianej kury i folii bąbelkowej”
Od wielu lat nad polską edukacją zawisło zagrożenie płynące z obcych, międzynarodowych instytucji w postaci edukacji włączającej, zwanej też inkluzyjną, edukacją dla wszystkich czy edukacją wysokiej jakości. Ministerstwo Edukacji i Nauki poświęciło tej edukacji wiele uwagi, przewidziano na jej wprowadzenie ogromne fundusze, przygotowano odpowiednie dokumenty i projekty przepisów oświatowych. Jednocześnie bardzo mocno ograniczono finansowanie szkolnictwa specjalnego, w efekcie bardzo pogorszyły się warunki w wielu tego typu placówkach, niektóre są w tragicznej sytuacji, a wiele z nich zlikwidowano. Równocześnie wprowadzono przepisy, które dają rodzicom możliwość decydowania (bez udziału opinii jakichkolwiek lekarzy czy psychologów) o tym, do jakiej szkoły posłać swoje dziecko z orzeczeniem o specjalnych potrzebach edukacyjnych (SPE). Aby usprawnić i przyśpieszyć proces wdrażania edukacji włączającej przeznaczono ogromne fundusze na szkolenia kadry oświatowej, w tym nauczycieli szkół ogólnodostępnych oraz pracowników administracyjnych. Społeczeństwu, a przede wszystkim rodzicom dzieci z niepełnosprawnościami, przekazano informacje, że zarówno placówki oświatowe ogólnodostępne, jak i nauczyciele, są bardzo dobrze przygotowani do pracy w nowych warunkach. Czy rzeczywiście tak jest? Przyjrzyjmy się tym szybkim szkoleniom realizowanym popołudniami, w weekendy lub w okresie wakacyjnym. Czy rzeczywiście odpowiednio przygotowują do pracy z dziećmi ze wszystkimi rodzajami niepełnosprawności, w tym z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu lekkim, umiarkowanym, znacznym i głębokim, które jeszcze niedawno kształciły się w szkołach specjalnych, w klasach liczących maksymalnie 6 uczniów i były pod opieką pedagogów – specjalistów, kształcących się przez wiele lat na specjalistycznych studiach i mających za sobą ogromną praktykę w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi. A w tych nowych warunkach te dzieci znalazły się w szkołach ogólnodostępnych, w bardzo licznych klasach, pod opieką nauczycieli, którzy nie posiadają żadnego tego typu przygotowania, a w najlepszym przypadku zrealizowali szkolenie z edukacji włączającej. Aktualnie w Polsce ok. 70 % dzieci z orzeczeniem o SPE znajduje się w szkołach ogólnodostępnych.
Większość tych szkoleń odbywa się w wersji on-line, w wymiarze od kilku do kilkudziesięciu godzin, bez możliwości zadawania pytań w warunkach rzeczywistych, a ewentualne pytania można formułować tylko na czacie, gdzie osoba prowadząca szkolenie albo nie reaguje na nie, albo ignoruje je specyficznymi komunikatami w stylu „mamy za mało czasu”, „te pytania są takie same”. Szkolenia te nie umożliwiają weryfikacji wiedzy i umiejętności, realizacji praktyk pedagogicznych z uczniami z orzeczeniem o SPE, ani nie gwarantują możliwości poznania warunków i środowiska nauki specyficznego dla ucznia z danym rodzajem niepełnosprawności.
Przeanalizujmy, jak wyglądają takie szkolenia nauczycieli na przykładzie jednego ze szkoleń, które dotyczyło przykładów praktyki w zakresie dostosowań na gruncie edukacji włączającej. Na wstępie należy wyjaśnić, czym są te dostosowania, a w zasadzie zgodnie z metodologią edukacji włączającej – „dostosowania i modyfikacje”. Chodzi o takie zmiany w środowisku uczenia się, które są konieczne ze względu na ograniczone możliwości ucznia niepełnosprawnego. Zmiany te dotyczą wszystkich aspektów funkcjonowania szkoły, czyli zmiany infrastruktury szkoły, programów nauczania, organizacji klasy, stosowanych metod i środków dydaktycznych oraz sposobów oceniania.
W trakcie tych szkoleń przygotowujących do pracy w warunkach edukacji włączającej nauczyciele powinni poznać konkretne przykłady takich dostosowań, czyli zmian, których należy dokonać w funkcjonowaniu szkoły, aby móc realizować proces edukacji w bardzo licznych zespołach klasowych, teraz dodatkowo, mając uczniów ze wszystkimi niepełnosprawnościami.
Tymczasem, kiedy w trakcie cytowanego szkolenia, na czacie, pojawiły się prośby o podanie konkretnych przykładów tych dostosowań, osoba prowadząca szkolenie, odpowiedziała: cyt. „czekajcie Państwo cierpliwie, przykłady się dla Was przygotowują i będą po szkoleniu w narzędziowniku”. W związku z tym pojawia się pytanie: dlaczego przykładów tych dostosowań nauczyciele nie mogli poznać na szkoleniu, skoro właśnie tej kwestii było ono poświęcone? Czy takie przykłady (takie dostosowania) są w ogóle możliwe w przypadku ucznia z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim, w szkole ogólnodostępnej, w bardzo licznej klasie? Z dokumentów unijnych opisujących model edukacji włączającej wyłania się zatrważający obraz poziomu tej edukacji:
(…) w klasie zróżnicowanej każdy uczeń, także niesprawny intelektualnie będzie włączony w naukę wspólnych treści,
(…) każda szkoła ma obowiązek przyjąć każdego ucznia i nie może tłumaczyć, że nie ma możliwości,
(…) niepełnosprawni intelektualnie w stopniu głębokim zostaną włączeni do zwykłych szkół. Ich środowiskiem nauki będą szkoły rejonowe, otwarte dla uczniów, którzy wcześniej uczęszczali do szkół specjalnych,
(…) nastąpi odejście od nauczania przedmiotowego obiektywnej wiedzy merytorycznej na rzecz dostosowania do poszczególnych uczniów w klasie zróżnicowanej, czyli odejście od obiektywnych standardów wiedzy, umiejętności i zachowań.
Nauczyciele na szkoleniach zauważają brak znajomości realiów szkolnych ze strony szkolących, co jest oczywiste, ponieważ nigdy wcześniej w Polsce nikt takich eksperymentów, jak te cytowane powyżej, nie wykonywał na naszych dzieciach i nie otrzymują odpowiedzi na stawiane pytania merytoryczne. I nie mogą ich otrzymać. Jak bowiem jest możliwe dostosowanie na przykład w zakresie przedmiotów ścisłych, w szkole ponadpodstawowej, do możliwości ucznia z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu głębokim, którego rozwój intelektualny zatrzymał się na poziomie kilkuletniego dziecka? Jak tego ucznia „włączyć w naukę wspólnych treści”? Czy to tak trudno zauważyć, że jest to niemożliwe i nierealne, a te nowe warunki edukacji inkluzyjnej można stworzyć tylko przez swoistą presję psychologiczną i szantaż emocjonalny wywierany zarówno na nauczycielach, jak i rodzicach uczniów.
Kolejne zagadnienie wynikające z ideologii edukacji włączającej, które nauczyciele powinni poznać na takim szkoleniu, to diagnoza funkcjonalna, z którą skorelowana jest ocena funkcjonalna. I znów pojawia się pytanie, czym jest ta diagnoza fukcjonalna? Jest to szczegółowa charakterystyka ucznia i jego specyficznych trudności w uczeniu się – dość skomplikowany, obszerny i trudny do opracowania dokument, który powinien przygotować nauczyciel we współpracy z pedagogiem i psychologiem szkoły dla każdego ucznia. I nasuwa się pytanie, dlaczego dla „każdego ucznia”, a nie tylko tych z niepełnosprawnościami. Zapewne dlatego, że edukacja włączająca ma objąć „wsparciem” wszystkich uczniów, bowiem zgodnie z tą ideologią, każdy ma jakieś „specjalne potrzeby”, które właśnie ta edukacja zaspokoi. I kiedy na wspomnianym szkoleniu omawiana była kwestia diagnozy funkcjonalnej, a na czacie znów pojawiło się mnóstwo pytań, uczestnicy szkolenia ponownie zostali zignorowani odpowiedziami typu: „no widzę, że czat jest rozgrzany, ale wszystkie te pytania są takie same”, „ale przecież jesteśmy dopiero na 30 slajdzie, a mamy ich ponad 100”. Nie otrzymali żadnej konkretnej wiedzy praktycznej. Na tych szkoleniach dominuje teoria i to ta najbardziej utopijna i nierealna – nowe pojęcia, nowe zasady, nowe reguły – żadnych praktycznych wskazań.
A jeśli już podawane są jakiekolwiek przykłady dostosowań, to dotyczą one uczniów z niepełnosprawnością ruchową, słuchową lub wzrokową, ale w normie intelektualnej. A w szkołach ogólnodostępnych zawsze tacy uczniowie byli i nauczyciele potrafią z nimi pracować, o ile uszkodzenie organów wzroku, słuchu lub ruchu danego ucznia nie jest bardzo poważne. W przeciwnym wypadku uczniowie ci kierowani byli (dla ich dobra) do ośrodków specjalistycznych, bowiem tam otrzymywali najlepszą specjalistyczną opiekę i edukację. A po ukończeniu edukacji w tych specjalistycznych ośrodkach studiowali, wchodzili na rynek pracy, zakładali rodziny – prowadzili normalne życie.
Ale teraz w ramach edukacji włączającej w szkołach ogólnodostępnych znajdują się uczniowie z niepełnosprawnością intelektualną (umysłową) nawet w stopniu znacznym i głębokim i nie przedstawia się nauczycielom przykładów dostosowań dla tych uczniów. A to właśnie nauczycieli szkół ogólnodostępnych najbardziej interesuje i jest dla nich największym problemem. Nauczyciele domagają się dowodów na to, czy to jest w ogóle możliwe. Chcą dowiedzieć się, jak mają sobie poradzić z bardzo licznymi zespołami klasowymi, sięgającymi często ponad 30 uczniów, w których znajdzie się kilkoro uczniów z niepełnosprawnościami intelektualnymi w różnym stopniu? Jak mają sobie poradzić z tymi uczniami, skoro nie znają specyfiki ich chorób, nie znają ich zachowań w różnych sytuacjach, nie wiedzą, jakie dźwięki, jaki poziom szkolnego hałasu, jakie zachowania rówieśników lub jakie zachowania samych nauczycieli (słowa, gesty) mogą spowodować ich złość, agresję lub atak choroby np. epilepsję? Okazuje się, że w tej nowej szkole – szkole włączającej, nauczyciele nie będą mogli stosować pomocy dydaktycznych czy dekoracji związanych na przykład z rocznicami historycznymi czy świętami narodowymi, bo tworzą one smog sensoryczny i jeśli znajdą się w polu widzenia takiego ucznia niepełnosprawnego intelektualnie, mogą spowodować u niego atak agresji. W tej nowej szkole nie będzie tradycyjnego dzwonka, bo tworzy on smog akustyczny i może wywołać podobne skutki. W tej nowej szkole nie będzie tradycyjnych ocen, bo są one opresyjne i nie są miarodajne. Będzie nowy sposób oceniania – ocena funkcjonalna. Ale na szkoleniu niewiele się można dowiedzieć na temat tego sposobu oceniania.
Co mają zrobić nauczyciele w sytuacji, kiedy równocześnie są odpowiedzialni za bezpieczeństwo całej bardzo licznej klasy i dziecka (ucznia), które ma właśnie atak choroby i demoluje salę albo dokonuje aktów przemocy wobec innych uczniów lub nauczyciela, zagrażając ich zdrowiu i życiu?
Czy rodzice dzieci z niepełnosprawnością intelektualną zdają sobie sprawę (czy posiadają taką wiedzę), że w szkołach ogólnodostępnych, które wybiorą dla swoich dzieci lub do których przeniosą swoje dzieci ze szkół specjalnych, które być może zostaną zlikwidowane ze względu na brak odpowiedniego finansowania (gdyż jedna z dyrektyw UE ogranicza finansowanie szkolnictwa specjalnego jako placówek dyskryminacyjnych i segregujących oraz utrudniających funkcjonowanie osób z niepełnosprawnościami w społeczeństwie) – ma być zastosowana specjalna procedura na rozwiązanie problemów autoagresji i agresji, która polega na użyciu siły wobec tych dzieci. W przypadku ataku histerii lub agresji u ucznia, mają być zastosowane środki przymusu bezpośredniego i obezwładnianie oraz wezwanie służb medycznych. Może to spowodować nieodwracalne skutki na zdrowiu psychicznym i mieć destrukcyjny wpływ na rozwój danego dziecka. Nie da się już odbudować poczucia własnej wartości i bezpieczeństwa u osób poddanych takim działaniom.
Fragmenty procedury postępowania z uczniem przejawiającym zachowania agresywne i autoagresywne.
W momencie wystąpienia u ucznia sytuacji trudnych (nie zdefiniowano tego pojęcia) interweniuje nauczyciel wspomagający lub nauczyciel prowadzący lekcję. Jeśli jest sam (czyli zakłada się brak nauczyciela wspomagającego), prosi o pomoc innego pracownika szkoły (nie podano, w jaki sposób) i wyznacza mu obszar wsparcia. Wezwany pracownik (kto, portier, pracownik techniczny, sekretarka, dyrektor, nauczyciel z innej klasy?) ma zabezpieczyć pozostałych uczniów i przejąć opiekę. Nauczyciel interweniujący wspomagany przez innych pracowników szkoły umieszcza ucznia w miejscu odosobnienia, usuwa przedmioty, którymi uczeń może wyrządzić sobie lub innym krzywdę, i stosuje przymus bezpośredni w postaci przytrzymania i unieruchomienia z użyciem siły oraz obezwładnienie poprzez zastosowanie technik behawioralnych z użyciem piłek, materacy i kocy. Jeśli nie odnosi to skutku, nauczyciel interweniujący lub dyrektor prosi rodzica o przyjazd po dziecko, a w przypadku braku reakcji wzywa się służby medyczne.
Czy rodzice o tym wiedzą? Czy takiej szkoły i takiej przyszłości chcą dla swoich dzieci? W szkołach specjalnych nie ma potrzeby stosowania takich działań na dzieciach – bo w tych szkołach nauczyciele są profesjonalnie przygotowani i wiedzą, jak sobie poradzić w takich sytuacjach. Mają ogromne doświadczenie i potrafią stosunkowo wcześniej zareagować i poprzez prewencję nie dopuszczają do eskalacji zachowań agresywnych i autoagresywnych.
Dlaczego dzieci z ciężkimi niepełnosprawnościami (szczególnie umysłowymi) nie mogą pozostać w szkole, która umożliwia im kształcenie specjalistyczne na najwyższym poziomie – czy tylko dlatego, że nazywają się szkołami specjalnymi? To zmieńmy tę nazwę. Nie nazywajmy ich szkołami specjalnymi, a właśnie specjalistycznymi. Dlaczego kształcenie specjalistyczne, odpowiednie do potrzeb i niepełnosprawności tych dzieci, ma być dyskryminujące? To jakiś absurd. Wg tych zasad, każdy zawód czy specjalizacja zawodowa, mogłaby być potraktowana jako dyskryminująca.
Kolejnym bardzo poważnym problemem, który ujawniły szkolenia z edukacji włączającej, a który mnie – nauczyciela szkół ponadpodstawowych z wieloletnim stażem – najbardziej zbulwersował, jest to, że czeka nas oprócz bardzo poważnego obniżenia poziomu merytorycznego kształcenia, ogromna infantylizacja procesu edukacyjnego. Na jednym ze szkoleń przedstawiono nauczycielom szkołę ponadpodstawową (liceum ogólnokształcące) z wdrożoną już edukacją włączającą, w której nauczyciele stosują dwa rekwizyty – „szmacianą kurę i rulon folii bąbelkowej”. Kurę zabierają dla uczniów, którzy czują się depresyjnie i mają zniżki nastroju, a folię bąbelkową dla uczniów, którzy czują złość, wściekłość i agresję.
Szanuję wszystkich uczniów, ze wszystkimi niepełnosprawnościami, ale nie wyobrażam sobie, abym na swoje lekcje zawodowe czy ogólnokształcące o charakterze ekonomicznym chodziła ze „szmacianą kurą” w jednej ręce i „rulonem folii bąbelkowej” w drugiej. Moje przedmioty wymagają zupełnie innych środków dydaktycznych, a przede wszystkim przedmioty, których uczę, wymagają stosowania środków dydaktycznych, których w tych nowych warunkach nie będą mogła zastosować, bo spowodują atak agresji u ucznia niepełnosprawnego umysłowo.
Czy nauczyciel – praktyk, który przyjeżdża do szkoły z firmy lub z uczelni, aby uczyć przedmiotów zawodowych (a aktualnie bardzo trudno jest pozyskać specjalistów do nauczania, ze względu na niskie wynagrodzenia nauczycieli), też będzie musiał, idąc na lekcje ze specjalistycznym sprzętem, zabierać ze sobą tę nieszczęsną „szmacianą kurę i folię bąbelkową”?
I choć przez Polskę przetoczyła się fala protestów przeciwko edukacji włączającej, gdzie zaniepokojeni rodzice i nauczyciele zgromadzeni na pikietach organizowanych w takich miastach, jak Katowice, Kraków, Rzeszów, Warszawa – kierowali swoje obawy do lokalnych kuratoriów, ale również do MEiN, większość nauczycieli zarówno szkół specjalnych, jak również szkół ogólnodostępnych, boi się mówić prawdę o tym, co myślą na temat wprowadzanej edukacji inkluzyjnej, pilotażu edukacji włączającej czy realizowanych szkoleń z tej edukacji. Boją się utraty pracy, zmniejszenia etatu czy innych szykan. Dla świętego spokoju uczestniczą w tych szkoleniach, a kiedy prowadzący szkolenie podgrzeje atmosferę wypowiedziami w stylu „no dalej, no napiszcie Państwo na czacie, jak było wspaniale, jakie było fantastyczne szkolenie”, w większości potulnie dokonują pozytywnych wpisów, które zapewne później będą podstawą pozytywnych opinii i recenzji, oceniających te szkolenia. A poza tym, jeśli większość z tych szkoleń realizowana jest w wersji on-line, to dlaczego mając dostęp do internetu, i bez większego wysiłku, nie mieliby z tych szkoleń skorzystać? Zawsze można dokumentem potwierdzającym udział w szkoleniu wzbogacić swoje CV i port-folio, czy wykorzystać przy awansie zawodowym, nawet jeśli mieliby jakoś „przełknąć” tę ideologiczną inkluzyjną propagandę wraz ze „szmacianą kurą i folią bąbelkową”.
—————————————————————-
1 prof. Przemysław Czarnek (minister MEiN) w ostatnim czasie zapowiedział wzmocnienie roli szkół specjalnych, przyznał, że wymagają potężnego dofinasowania i stwierdził, że to właśnie rząd aktualnie czyni.
2 Procedury postępowania stworzone w oparciu o Ustawę z dnia 19 sierpnia 1994 r. o ochronie zdrowia psychicznego, Dz. U. 1994 Nr 111 poz. 535 oraz wytycznych Ośrodka Rozwoju Edukacji na temat radzenia sobie z trudnymi zachowaniami uczniów z zaburzeniami ze spektrum autyzmu.
3 Pilotaż edukacji włączającej – realizowany był w ciągu ostatnich 20 miesięcy i wg zapowiedzi ministra MEiN, szkoły nie muszą się czuć zagrożone, ponieważ pilotaż nie będzie dalej kontynuowany.
Zdzisława Piasecka – nauczyciel dyplomowany, wykładowca akademicki, wieloletni doradca metodyczny, autor publikacji dla nauczycieli.